poniedziałek, 12 maja 2014

02.

Rozdział 2: Zrobię to. Muszę.

*Julia's pov*
Ostatnie co widziałam to była ciemność. Potem czułam tylko ból. 
- Julia, Julia, nic Ci nie jest?- zapytał tata. Ostatnimi resztkami sił otworzyłam oczy i wypowiedziałam ostatnie słowa.
- Kocham was.
Gdy zamknęłam oczy ból odszedł i pozostało tylko uczucie pustki. Wtedy poczułam jak się przenoszę. Po sekundzie stałam już obok naszego rodzinnego samochodu. To było dziwne. Podeszłam tak i to co zobaczyłam było straszne. W aucie wciąż byłam ja.
- Witaj Julio.- podskoczyłam i przerażona odwróciłam się. To był anioł.
- Hej. - odparłam ukrywając przerażenie.
-Jestem twoim aniołem stróżem. Musisz pójść ze mną, pokaże Ci nasz nowy dom, niebo.
- Czy ja umarłam?- zapytałam. Ja nie mogę być martwa.
- Tak. Przykro mi. - usiadłam zdziwiona na drodze. Jak to możliwe. To jeszcze nie mój czas. Nie miałam chłopaka, pierwszego pocałunku, ślubu, dzieci. Gdzie mój czas na życie tak jak w bajce? Gdzie moje spełnione marzenia przed śmiercią? Nie, stanowczo nie.
-Czy mogę coś zrobić by wrócić?- zapytałam bo długiej ciszy i wstałam.
- Jeżeli twoje ciało nie jest aż tak poturbowane to jasne, czemu nie. Walcz.- odpowiedział anioł i uśmiechnął się do mnie.
- Ale co mam zrobić?- zapytałam kiedy istota zaczęła odchodzić.
- On cie przeniesie bądź nie. Bądź silna, będzie Ci to potrzebne. -powiedział i znikł w lesie.
Zobaczyłam że ludzie już wyjmują moje ciało z samochodu wiec pobiegłam tam i wskoczyłam w swoje ciało. Ból powrócił. To było nie do wytrzymania. Jechaliśmy kilka minut. Wiedziałam że właśnie wyciągali mnie z karetki. Czułam to. Po kilku minutach bólu poczułam, że jestem w innym miejscu. Byłam na środku jeziora. Wtedy właśnie coś zaczęło mnie ciągnąć w dół. Coś mnie topiło. Było wielkie i silne, za jakie grzechy?  Byłam już na dnie, zauważyłam że do kostki mam przyczepiony łańcuch, który musiał mnie tu ściągnąć. Wiłam się we wszystkie strony próbując się ratować i wyrywałam stopę z uścisku, ale to nic nie dawało. Śmierć jest dziwna. Walczyłam mimo wielkiego bólu i braku tlenu. Nagle w łańcuchy odczepiły się, a ja w ostatkach sił wypłynęłam na powierzchnię. Tam widziałam mnie, kończyli operować mnie, kręciło się przy mnie wielu lekarzy, a ja byłam tutaj. Wtedy z nieba zaczął mówić głos.
- Twój anioł stróż powiedział mi że walczysz, masz o co córko.
- To ty jesteś bogiem?- zapytałam lekko nie dowierzając.
- Tak, ja nim jestem. Mam dla ciebie pytanie. Czy chcesz pójść do mnie czy powrócić do świata żywych?
- Przepraszam, ale chcę wrócić, tam do rodziny, znajomych i idola. - odpowiedziałam.
- Wiesz że czeka Cie bolesna walka o życie, prawda.
- Tak wiem.- pokiwałam głową.- Co będzie z moim ciałem na ziemi?
- Będziesz w śpiączce. Każda osoba która zapada w śpiaczkę chce powrócić na ziemię lecz nie zawsze znajduje w sobie tyle siły by ciągle walczyć.
-Ile ta walka będzie trwać?
- To już zależy tylko od ciebie. Lecz pamiętaj, nie ma rezygnacji, możesz tam być tak długo, dopóki twoje ciało nie umrze. - odpowiedział Bóg.
Wtedy poczułam że się przenoszę, znowu to nienormalne uczucie przenoszenia. Teraz znalazłam się w jakiejś wyschniętej studni. Zero wody, zero światła dziennego tylko kilka pochodni. Pod moimi stopami poczułam napis. Nachyliłam się i wytarłam z niego kurz. "Wejdź na górę, a powrócisz na ziemie". Wtedy ból z wypadku powrócił. Przez chwilę użalałam się nad sobą, ale potem powiedziałam sobie nie, nie poddam się tak łatwo. Podeszłam do ścian jak można to tak nazwać i zaczęłam się wdrapywać. Gdy się zaczepiłam na pierwszej cegle już czułam rosnący ból. Kiedy chciałam wejść wyżej spadłam. I tak w kółko przez około tydzień. Kilka razy udało się wyżej, ale wyżej niż 10 cegieł mi się nie udało.

W siódmy dzień usłyszałam głos. To był głos mojego idola. To piosenka "Be alright." Ulubiona piosenka mojej mamy i moja, którą śpiewa Justin. Wtedy determinacja powróciła, zrobię to. Muszę. Z każdą inną piosenką idola wchodziłam coraz wyżej, rzadziej spadałam, lecz ból był wciąż i wcale nie słabnął. Nie zwracałam na to dużej uwagi bardziej cieszyłam się tym, że może powrócę do mojej rodziny i idola.

*Justin's pov*
- Co za bujda.- warknąłem.
- Gościu jej matka chce Cię odwiedzić i podobno kupiła bilet na lot tutaj.- ciągnął Ryan.
- Wierzysz w to?- zapytałem. Chłopak po dłuższym przemyśleniu powiedział.
- Tak bro, wierze.



Hej. Dziękuje za te miłe komentarze.To na prawdę dla mnie dużo znaczy. Cieszę się że podoba wam się pomysł i jeszcze raz dziękuje za wsparcie. Jesteście najlepsi.

Mam nadzieję że podoba wam się i ten rozdział. Zostawcie swoją opinię.
Twitter   Ask

Komentujcie & Obserwujcie

4 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że mi się podoba :)
    Twój styl pisania, naprawdę wciąga :)
    Czekam na następny i zapraszam do siebie :)
    week-to-love-justin-bieber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Boli mnie. główka, ale już boli mniej- przeczytałam twój rozdział;* To pomogło Siostro. Pisz dalej:) Może się nie wyrabiasz ale rób to dla nas, dla nas czytelników. Jesteś najlepsza w tym co robisz. Kocham Mocniutki za to co robisz i, że tu jesteś <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super tylko "to ulubiona piosenka mojej mamy i MNIE", a powinno być moja. Ogarnij błędy i będzie super ;) Obserwuję bloga i zapraszam do mnie..

    http://sweetdreams121.blogspot.com
    http://olivia-mysza.tumblr.com
    https://twitter.com/Liv_Oliwia

    OdpowiedzUsuń